Nic mnie tak nie zniechęca do udziału w wyborach, jak kolejne tłiterowe wpisy Tomasza Lisa.
W tym tygodniu Andrzej Duda podpisał tzw. Kartę Rodziny, propagandowy dokument, który ma m.in. “chronić dzieci przed ideologią LGBT” oraz nie dopuścić do małżeństw osób tej samej płci lub adopcji dzieci przez takie pary. “To jest obca ideologia. To jest zjawisko, które, owszem, pojawia się w innych państwach, wzbudza ogromne wątpliwości w różnych aspektach i nie ma dzisiaj zgody na to, aby w jakiejkolwiek formule to mogło być wprowadzane w naszym kraju jako legalnie funkcjonujące” – mówił Duda, komentując sprawę adopcji.
Nie ma czegoś takiego, jak “ideologia LGBT”. Są zwykli, normalni ludzie. I ci poczuli się urażeni tym, że głowa państwa odnosi się do nich w tak obrzydliwy sposób. Postanowili więc zaprotestować tańcem. Wydarzenie “Tęczowe Disco pod Pałacem Prezydenckim” od razu wzbudziło wiele emocji.
11 czerwca redaktor Lis ogłosił, że wprawdzie jest za wolnością zgromadzeń, ale “Tęczowe Disco” jest albo “PiS-owską prowokacją”, albo “dobrowolną, nieświadomą i bezmyślną pomocą dla PiS, Kaczyńskiego, Dudy i jego kampanii”. Tych, którzy chcą tańczyć pod pałacem prezydenckim nazywał “użytecznymi idiotami PiS”, a zwolenników lewicy “neobolszewikami”.
Tomasz Lis jest tutaj tylko przykładem pewnych zachowań, jakie pojawiły się w mediach społecznościowych w związku z planowanym “Tęczowym Disco”. Zachowań, z którymi nie mogę się pogodzić i na które nie mogę patrzeć obojętnie. Dlaczego? Dlatego że to wszystko już kiedyś było.
Hanna Krall w swojej twórczości pisała o “sublokatorstwie Żydów”, którzy nawet jeśli mieszkali w Polsce od pokoleń, to nigdy nie mieli prawa czuć się u siebie. Ciągle, niezależnie od tego co zrobili i chcieli zrobić, musieli się tłumaczyć przed grupą większościową. I dbać o to, by nikogo nie urazić. Tak, jak dziś osoby chcące tańczyć przed pałacem prezydenckim w Boże Ciało zostają wykluczone ze wspólnoty, poniżone przez grupę większościową i zmuszone niemal do przepraszania za swoją egzystencję.
Historia się powtarza, bo się na niej nie uczymy. Kiedy w latach 30. ubiegłego wieku narodowcy wybijali szyby w żydowskich sklepach, bili Żydów na ulicach, znęcali się nad żydowskimi studentami, światli polscy urzędnicy oraz dziennikarze, też pisali, że działania te sprowokowali Żydzi. Byli oni zmuszani do wzięcia odpowiedzialności za to, że ich istnienie nie podoba się grupie dominującej. W katolickie święta nie powinni wychodzić z domów, bo każde wyjście mogło zostać uznane za prowokację. Tak samo było z każdą obroną przed fizyczną napaścią, czy próbą poskarżenia się wyższym władzom.
Polska jest krajem dla wszystkich i każdy, niezależnie od tego w co wierzy lub nie wierzy, powinien mieć prawo do chodzenia lub nawet tańczenia na ulicy. Odmawianie tego prawa grupie uciskanej nie jest niczym nowym w naszej rzeczywistości politycznej. Jest natomiast czymś, czego wciąż nie wiemy, że powinniśmy się wstydzić. Interesy tej lub innej opcji politycznej nie mają tu znaczenia, bo najważniejsi są ludzie. Jeśli chcą wyrażać siebie, mają do tego prawo. To nie osoby LGBT są największym zagrożeniem dla polityków, ale ich własne fankluby, które pielęgnują polskie kołtuństwo.
Jeśli więc ktoś mnie zniechęca do pójścia na wybory, to jest to właśnie Tomasz Lis.
Katarzyna Markusz
