Katarzyna Markusz, dziennikarka od lat zajmująca się historią polskich Żydów oraz relacjami polsko-żydowskimi, została przesłuchana przez policję w sprawie toczącego się postępowania z artykułu 133 Kodeksu Karnego. Warto przypomnieć dosłowne brzmienie tego artykułu: ”Kto publicznie znieważa Naród lub Rzeczpospolitą Polską, podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech”.
W Turcji również istnieje taki artykuł (§ 301) , z którego ściga się m.in. badaczy, którzy twierdzą, że Turcy (lub państwo tureckie) dopuściły się zbrodni ludobójstwa na Ormianach. Paragraf 133 jest bezpośrednim spadkobiercą niechlubnego paragrafu 152 z przedwojennego kodeksu karnego (“kto lży lub wyszydza Naród lub Państwo Polskie podlega karze więzienia do lat 3″), z którego sądzono – i skazywano – nie tylko przedstawicieli mniejszości, ale wszystkich tych, którzy podpadli ówczesnej władzy. Elastyczność tego paragrafu oraz nieprecyzyjność zawartych w nim terminów były oczywistym zaproszeniem do rażących nadużyć w jego stosowaniu. Dziś, najwyraźniej, mamy powtórkę z historii.
Ostatnią osobą, wobec której – w obecnym wieku – toczono postępowanie z tego właśnie paragrafu był Prof. Jan Tomasz Gross. Żeby rzecz uściślić, dochodzenie prowadzono “w sprawie” jego wypowiedzi z 2015 r. o tym, że “że podczas II Wojny Światowej “Polacy zabili więcej Żydów niż Niemców”. Podobnie jest w wypadku redaktor Markusz, która napisała w artykule opublikowanym w “Krytyce Politycznej” następujące słowa: “Czy doczekamy dnia, w którym polska władza również przyzna, że niechęć do Żydów była wśród Polaków nagminna, a polski współudział w Zagładzie jest faktem historycznym?”. Jako historyk zajmujący się od dwudziestu ponad lat tematyką Zagłady mogę jedynie potwierdzić słuszność zdania, “w sprawie którego” polskie władze toczą dziś postępowanie karne. Powiem więcej: ktoś kto twierdzi, że nie było polskiego współudziału w Zagładzie, może zostać oskarżony o zwykły negacjonizm.
Nie wiadomo, kto złożył do prokuratury doniesienie, ale nie jest tajemnicą, że zapowiadał to niejaki “Instytut do Walki z Antypolonizmem Verba Veritatis”, jedna z wielu przedziwnych organizacji, wykreowanych w ciągu ostatnich lat, obficie zaopatrywana w środki z kasy państwowej (w tym wypadku z ministerstwa p. Ziobry). Dochodzenie trwa, policja przesłuchuje dziennikarkę, wieść o tym idzie w świat. Intencje są oczywiste: dziennikarze mają wspierać mity i bajki historyczne tak bliskie dzisiejszej władzy. W przeciwnym wypadku mogą się bliżej zapoznać z prokuratorem oraz z paragrafem 133 k.k.
Równocześnie trwa proces z postępowania cywilnego wytoczony przeciwko mnie oraz przeciw Prof. Barbarze Engelking przez krewną pewnej osoby, której pamięć została (jak twierdzą autorzy pozwu) znieważona w wydanej przez nas książce. I w tym wypadku zza pozwu wyziera smętna twarz innej organizacji realizującej politykę państwa polskiego na arenie historii. Pozew został mianowicie zorganizowany, sfinansowany i nagłośniony przez niejaką “Redutę Obrony Imienia”, która na przestrzeni ostatnich lat, dzięki opiece i zachęcie aparatu władzy, z marginalnego tworu przedzierzgnęła się w groźne narzędzie promocji polskiej polityki historycznej. Jednym z celów pozwu jest wprowadzenie do polskiego orzecznictwa cywilnego ochrony takich pojęć jak “tożsamość narodowa” i “duma narodowa”. Nie istnieje żadna prawna definicja tych “rozciągliwych” pojęć, ale wiem, że ich ewentualne wprowadzenie do kodeksu postępowania cywilnego oznaczać będzie kres niezależnych badań nad historią Zagłady (oraz innych “drażliwych” tematów) w Polsce.
Swego czasu uczyliśmy się w szkołach, że walka klasowa nasila się w miarę zbliżania się do komunizmu. Tym razem powiedzieć można, że wzmożenie narodowe nasila się w miarę zbliżania się do autorytaryzmu.
Jan Grabowski, profesor historii University of Ottawa, fellow Królewskiego Towarzystwa Naukowego Kanady