“To na co opowiadać te historie?” Przypowieść na Pesach

Obchody święta Pesach, fot. AIPN

Chaskiel przychodził do synagogi w każde święto zabierając wszystkich swoich synów. Także jego najstarszy syn Mejszek, który handlował końmi, szedł z ojcem. Gdy pewnego razu do miasta zawitał gość, uczony biedak z daleka, który nie miał co zjeść i gdzie spać, zaprosili go do siebie na posiłek. Zdarzyło się, że Mejszek zaprosił takiego gościa na pierwszy seder w czasie Pesach.

Fot. Gilabrand, praca własna, CC BY-SA 3.0

Przygotowano same łakocie: rybę, mięso, macę i wino. Wszystko iście po królewsku. Mejszek nigdy na własne oczy nie widział sederu, ani u swego ojca, ani u nikogo innego. Gość oczywiście wiedział, co należy robić. Wyjął hagadę, nalał do kielicha wina i odprawił kidusz. Dla Mejszka wszystko to było dziwne, dzikie i obce. Był zmęczony, wykończony całym dniem pracy i użeraniem się z chłopami na końskim targu. Chciało mu się tylko zjeść i pójść spać. „Zachciało ci się gościa, to teraz się módl” – pomyślał sobie Mejszek.

Jednak gdy tylko gość zaczął recytować „Awodim hejnu leparoe bemicraim” [byliśmy niewolnikami faraona w Egipcie] Mejszek natychmiast mu przerwał w połowie zdania: – Ojczulku, nie miej mi tego za złe, ale powiedz mi, ile to jeszcze potrwa? Że Mojżesz był naszym bratem wie przecież cały świat. Że faraon był suk***em też. To na co jeszcze raz opowiadać te wszystkie historie? Lechaim, ojczulku! Na zdrowie!

Perec Granatsztejn, “Sokołów – moje zniszczone miasteczko. Opisy i obrazy miasta, portrety jego wymordowanych żydowskich mieszkańców”, str. 21-22

Newsletter

Wpisz poniżej swój e-mail, a nie przegapisz najważniejszych artykułów!