Ludwika Fiszerowa przeżyła egzekucję 4 listopada 1943 r. w Poniatowej, przeprowadzoną przez Niemców i ukraińskich pomocników. Hitlerowcy, w ramach Erntefest (dożynek) dokonywali wówczas masowych egzekucji Żydów.
Obóz dla Żydów w Poniatowej powstał w październiku 1942 r. Wcześniej jego więźniami było ponad 20 tys. sowieckich jeńców, których Niemcy zagłodzili. W pierwszej połowie 1943 r. w obozie zaczęto umieszczać Żydów, głównie z Warszawy. Jednym z nich był Emanuel Ringelblum – wydostany dzięki wspólnej polsko-żydowskiej akcji.
Fiszerowa była w Poniatowej z mężem i 10-letnią córką.
“Jak wyszło już z baraku parę tysięcy mężczyzn zauważyłam dopiero swojego męża, opowiadał mi on, że jest likwidacja obozu, mężczyzn prawdopodobnie będą gnali pieszo w niewiadomym kierunku, kobiety zaś pojadą kolejką. […] Mąż mój całkiem się załamał. Płakał jak małe dziecko, nie mógł się wcale uspokoić. Szybko wychodziły 50-tki, kobiety żegnały swoich mężów, cicho popłakując. W końcu nadeszła kolej i na mojego męża, on płakał, a ja stałam cicho i patrzyłam na niego, myśląc, już drugi raz jakby odbierali mi część mojej duszy. Mąż mój nie wiedząc, że za chwilę będzie rozstrzelany, mówi do mnie, że będzie mnie szukał we wszystkich obozach, z tymi słowy wyszedł z baraku” – relacjonowała Fiszerowa.
Kobiety zaczęły się malować, by lepiej wyglądać podczas selekcji. Liczyły, że to uratuje im życie. Ale żadnej selekcji nie było. Niemcy kazali im zdjąć buty i maszerować. Słyszały strzały. W baraku musiały się rozebrać, oddać pierścionki, obrączki, kosztowności, pieniądze. Nagie poszły w stronę wykopanych wcześniej rowów. W środku leżały już ciała zamordowanych Żydów. One miały położyć się na nich i czekać na rozstrzelanie. “Mała moja prosiła, żeby jej zasłonić oczka, bo się boi, więc lewą ręką objęłam jej główkę, zasłaniając jej oczka, a prawą ręką trzymałam jej prawą rączkę i tak położyłyśmy się twarzą w dół. Po chwili padły strzały w naszym kierunku, czując jak zapiekła mnie lewa ręka i kula przeszła dalej w główkę mojej 10-letniej córki, która nawet nie drgnęła” – opisała masakrę Fiszerowa.
Kolejne kobiety wchodziły do grobu i były mordowane przez Niemców. Fiszerowa żyła, wystrzelona w jej stronę kula nie zdołała jej uśmiercić. Kobieta jednak udawała martwą. Leżała tak między trupami przez wiele godzin. Dopiero wieczorem, gdy głosy Niemców i Ukraińców ucichły, odważyła się wyjść z masowego grobu. “Pierwsze moje spojrzenie padło na córkę, zwykle miała podłużną buzię, teraz twarzyczka jej się zaokrągliła i oblekła śmiertelną bladością, ustami dotykałam jej włosów i plecków, rączka jej wyślizgnęła się z mojej ręki”.
Fiszerowa – zupełnie naga – uciekła do lasu. Tam spotkała dwie inne kobiety, które ocalały z masakry. Razem chodziły po okolicznych chatach, niemal wyszarpując chłopom dziurawe ubrania. Nikt nie chciał ich przyjąć, a za ewentualną drobną pomoc musiały słono płacić. Zdarzyło się, że chłopi zrewidowali je “ginekologicznie” w poszukiwaniu pieniędzy. Dwóch z nich nawet próbowało odstawić uciekinierki z powrotem do obozu.
Estera Rubinsztejn pochodziła z Warszawy. Z getta, po wybuchu powstania, została wywieziona 28 kwietnia do Poniatowej. Tu pracowała w koszykarni. Tak, jak Ludwika Fiszerowa, znalazła się w masowym grobie. Przeżyła egzekucję. Wieczorem wyczołgała się z masowego grobu do lasu. Tam spotkała Fiszerową. W swojej relacji Rubinsztejn opisuje nieudane próby uzyskania pomocy od okolicznych mieszkańców. Nagie kobiety musiały kraść ubrania, obrusy lub szmaty, by mieć się czym przykryć. “Nad ranem udałyśmy się na poszukiwanie żywności. Po drodze do wsi napadli na nas chuligani, zaciągnęli nas pod stodołę, strasząc nas, że jeżeli dobrowolnie nie oddamy pieniędzy, to nas zastrzelą. Rozumowali, że jeżeli wydostałyśmy się z obozu, to na pewno mamy pieniądze. Nic nie pomogły nasze prośby, zatrzymali nas na całą dobę w stodole, znęcali się nad nami w okropny sposób, dokonali rewizji ginekologicznej. Widząc, że nic nie mamy dopiero nad ranem nas puścili, kierując nas w stronę obozu”.
Kobietom pomogła Maria Maciąg w Kazimierzu. Przyjechała ona w te okolice, ponieważ chciała wydostać z obozu swoich przedwojennych pracodawców z dzieckiem. Nie udało jej się, dlatego postanowiła pomóc Esterze i Ludwice. Wywiozła je do Warszawy, gdzie przetrwały wojnę.
Na tablicy upamiętniającej ofiary obozu w Poniatowej napisano: “Gdyby nie pomoc okolicznych mieszkańców, którzy dostarczali żywność do obozu, znaczna część Żydów poniosłaby śmierć dużo wcześniej. Polacy często z narażeniem własnego życia organizowali system produkcji i dostawy żywności do obozu. W niektórych pobliskich wsiach powstawały mini mleczarnie, piekarnie, zaopatrujące potrzebujących w podstawowe produkty”. Tablica powstała w ramach programu “Wspieranie opieki nad miejscami pamięci i trwałymi upamiętnieniami w kraju 2017” i została dofinansowana ze środków Ministra Kultury.