“Wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły” – ten cytat z bajki Ignacego Krasickiego to najbardziej zwięzłe, a jednocześnie najbardziej trafne podsumowanie sytuacji Żydów w okupowanej Polsce. Sytuacji, która nie została ani wtedy, ani później w pełni przez Polaków rozpoznana, opisana i – co najważniejsze – z którą Polacy się do końca nigdy nie oswoili.
Wydawać by się mogło, że Polacy żyjący w czasie wojny w Polsce doskonale zdawali sobie sprawę z żydowskiego cierpienia i – jak zapewnia nas każda instytucja zaangażowana w prowadzenia obecnej polityki historycznej – alarmowali cały świat o tragedii Holokaustu, jednocześnie ratując tylu Żydów, ilu tylko mogli. To obraz, jaki chętnie dziś byśmy widzieli, a pewnie coraz częściej nawet widzimy, w szkolnych podręcznikach, książkach historycznych, publikacjach prasowych. Obraz, który z rzeczywistością ma niewiele wspólnego.
Wiemy o tym, że Polacy nie ratowali masowo Żydów w czasie wojny. Wiemy, że byli tacy, którzy ich mordowali. Ale być może nie zdajemy sobie sprawy z tego, że gdy Niemcy zamykali Żydów w gettach, gdy wywozili ich do obozów zagłady, gdy zabijali ich na ulicach, Polacy – w tym przedstawiciele inteligencji, a nawet członkowie organizacji, które miały tym Żydom pomagać – nie wyzbyli się antysemityzmu.
Autorzy polskich relacji z lat czterdziestych patrzą na Żyda z wyższością. Brzydzą się może przemocą, ale jednocześnie gardzą obiektem tejże. Żydów nie należy w ich mniemaniu zabijać, ale pozbyć się z okolicy to i owszem. A nawet jeśli jacyś zostaną, to chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że są tu tylko gośćmi. I jako tacy mają się dobrze zachowywać i być użyteczni. Na przykład poprzez świadczenie o wielkich sercach Polaków. Tego świadczenia nigdy nie było za wiele.
Ponad 20 lat po wojnie, przy okazji antysemickiej kampanii roku 1968, polskie państwo przypomniało sobie, że Żydzi są mu coś winni. Z tej okazji wydano tłumaczenia na języki obce tomu “Ten jest z ojczyzny mojej”. “W tomie tym świadectwo najwyższej moralności za okres wojny i okupacji wystawiają Polakom ‘sami Żydzi’ – choć nie sami z siebie, bo dopiero na wyraźne i zdecydowane żądanie Polaków, a więc przyparci do muru i odpowiednio zmotywowani. Redaktorzy – Władysław Bartoszewski i Zofia Lewin – przygotowywali rzecz do druku na zagranicę w dniach propagandowej nagonki na Żydów i ich exodusu z Polski” – przypomina Elżbieta Janicka w rozdziale “Świadkowie własnej sprawy” książki “Lata czterdzieste. Początki polskiej narracji o Zagładzie”.
Ta książka mówi o rzeczach, które z jednej strony wiem, a z drugiej nie do końca je sobie uświadamiam, zwłaszcza jeśli zaprezentować je jako jeden obraz. Żydzi zostali przez polskie społeczeństwo odtrąceni, czego nie wstydzili się ci Polacy, którzy w czasie wojny o relacjach polsko-żydowskich pisali. Te relacje zostały zakrzywione wtedy i trwają takie do dzisiaj. Nieprawdziwy obraz z przeszłości coraz bardziej się zamazuje, wypaczając rzeczywistość. Być może z tego powodu prawdy nigdy już nie da się zobaczyć.
W 2016 w wywiadzie dla GW Władysław Bartoszewski powiedział o Żydach w getcie warszawskim: “Ale oni nie chcieli się ratować, bo chcieli się bić. Chcieli dawać świadectwo obrony godności człowieka, Żyda, takiej samej jak każdej innej osoby. Nie chcieli pomocy, nie szukali ratunku”. Czyżby? Oczywiście, że chcieli pomocy i ratunku, ale nie dostali jej przez cały okres zamknięcia w getcie. AK nie chciała pomóc Żydom. Pieniądze, które zagraniczne organizacje żydowskie przesyłały na rzecz Żegoty, były najpierw wymieniane na złotówki po kursie niekorzystnym dla Żegoty, ale korzystnym dla akowców. Wbrew wielu mitom, Polskie Państwo Podziemne swoich środków nie angażowało w pomoc Żydom. O przekazywaniu broni nie było mowy. Żydzi pragnęli ratunku, tylko nie miał ich kto ratować. Po aryjskiej stronie czekała na nich śmierć z ręki donosiciela, szmalcownika, bandyty, a nie pomocna dłoń akowca. Śmierć w powstaniu w getcie była ostatnim krzykiem rozpaczy – giniemy, bo nikt nie chciał nam pomóc.
“Do napisania pozostaje historia Żegoty jako historia Polaków i Żydów, którzy walczyli o życie ginących Żydów: walczyli z Trzecią Rzeszą, z większością polskiego społeczeństwa oraz Polskim Państwem Podziemnym, w ramach którego działali. W było to możliwe dzięki ich własnej, indywidualnej determinacji i pieniądzom brytyjskich, amerykańskich oraz palestyńskich Żydów” – podkreśla Elżbieta Janicka.
Żydzi przez cały okres wspólnej historii byli przez Polaków wykluczani. Poza jednym momentem – gdy zginęli. Wtedy chętnie “doliczono” tych Żydów do polskich strat wojennych. Ci, którzy przeżyli stawali się niechcianym ciężarem. Ten ciężar dalej nas uwiera. Nie wiemy co z nim zrobić. Zaproponowałabym powiedzenie prawdy o wspólnej przeszłości. Ale to może być wciąż zbyt wielkim wyzwaniem.
“Lata czterdzieste. Początki polskiej narracji o Zagładzie”, pod redakcją Maryli Hopfinger i Tomasza Żukowskiego, wyd. IBL PAN; autorzy rozdziałów: Katarzyna Chmielewska, Helena Datner, Maryla Hopfinger, Elżbieta Janicka, Ewa Koźmińska-Frejlak, Wojciech Wilczyk, Anna Zawadzka