“Każdy naród musi rozliczyć się z własną historią”. Pisemne uzasadnienie wyroku w sprawie “Dalej jest noc”

Dalej jest noc - okładka książki

“Każdy naród, każde państwo musi rozliczyć się – a właściwie zmierzyć z własną historią, nawet jeśli efekty tego będą bolesne i trudne do zaakceptowania” – napisała sędzia Joanna Wiśniewska-Sadomska w pisemnym uzasadnieniu wyroku w sprawie książki “Dalej jest noc”.

Sąd Apelacyjny w Warszawie 16 sierpnia wydał wyrok w sprawie redaktorów książki „Dalej jest noc”. Zmienił wyrok sądu I instancji i oddalił powództwo Filomeny Leszczyńskiej i wspierającej ją Reduty Dobrego Imienia w całości.

Sąd I instancji 9 lutego uznał, że naukowcy – redaktorzy książki “Dalej jest noc” – muszą przeprosić Filomenę Leszczyńską za opisanie jej krewnego w swojej publikacji.

Jak brzmi fragment książki, którego dotyczyła rozprawa? “Estera Drogicka (z domu Siemiatycka) po stracie rodziny [siostra z dziećmi i synek Estery po ucieczce z getta w Drohiczynie znajdowali się w dużej grupie Żydów w lesie; złapali ich Polacy i zawieźli na posterunek żandarmerii, gdzie wszystkich rozstrzelano], zaopatrzona w dokumenty kupione od Białorusinki, postanowiła wyjechać do Prus na roboty, w czym pomógł jej sołtys Malinowa Edward Malinowski (przy okazji ją ograbił) – i w grudniu 1942 r. trafiła do Rastenburga (Kętrzyna) jako pomoc domowa w niemieckiej rodzinie Fittkau. Nie tylko poznała tam swojego drugiego męża (Polaka, który także był na robotach), lecz rozwinęła działalność handlową, przesyłając Malinowskiemu paczki z rzeczami na sprzedaż. Odwiedziła go, gdy jechała na urlop ‘do domu’. Zdawała sobie sprawę, że jest on współwinny śmierci kilkudziesięciu Żydów, którzy ukrywali się w lesie i zostali wydani Niemcom, mimo to na jego procesie po wojnie złożyła fałszywe zeznanie w jego obronie”.

W pisemnym uzasadnieniu wyroku sądu I instancji czytamy, że „lektura książki wzbudziła zainteresowanie Fundacji Reduta Dobrego Imienia Polaków. Pracownicy tej Fundacji zapoznali się z aktami IPN, pojechali do Malinowa, znaleźli siedlisko, w którym mieszkał i prowadził gospodarstwo Edward Malinowski. Wówczas Maciej Świrski poznał Filomenę Leszczyńską, bratanicę Edwarda Malinowskiego”. Sąd jednocześnie odrzucił możliwość, by to Świrski i Reduta byli tymi, którzy dążyli do wszczęcia sprawy sądowej. Filomena Leszczyńska, która nie czytała książki „Dalej jest noc”, zeznała, iż usłyszała jak obszerne fragmenty są czytane w Radiu Maryja.

„Do kognicji sądu powszechnego nie należy rozstrzyganie sporów o charakterze historycznym” – napisano w pisemnym uzasadnieniu wyroku sądu I instancji. Jednocześnie sąd stwierdził: „Oczernianie wspólnoty, która wywarła doniosły wpływ na ukształtowanie osobowości człowieka, stanowi formę poniżenia jego godności. Sfera przekonań, poglądów i wyobrażeń jednostki na temat wspólnoty, z którą się utożsamia, zaliczana do integralności psychicznej człowieka, wchodzi w zakres jego dobra osobistego”. To oznaczałoby, że każdy, kto wyobraża sobie, że Polska jest narodem wielkich bohaterów i nieskazitelnych postaci, ma prawo do zachowania tego wyobrażenia i pozwania do sądu każdego, kto taki wizerunek próbuje zburzyć.

Sąd Apelacyjny uznał, że redaktorzy książki “Dalej jest noc” przepraszać nie muszą. “Niniejsza sprawa ma charakter precedensowy. Wzbudziła ogromne zainteresowanie opinii publicznej, budząc silne, często bardzo negatywne emocje. Doszło w niej do konfliktu różnych wartości, do swoistego zderzenia z jednej strony prawa do wolności badań naukowych, a z drugiej prawa do ochrony dóbr osobistych konkretyzującego się w kulcie osoby zmarłej” – czytamy w pisemnym uzasadnieniu wyroku.

Sąd Apelacyjny podkreślił, że “nie istnieje na gruncie prawa cywilnego dobro osobiste w postaci tożsamości narodowej, przywiązania do narodu polskiego, czy dumy narodowej”.

Podkreślono również, że “nie jest rolą sądów rozstrzyganie o kwestiach sporów historycznych czy o wynikach badań naukowych”. To samo przyznał sąd I instancji, ale “nie wyciągnął z powyższej zasady należytych wniosków i zastosował ją w niniejszej sprawie w sposób błędny, zaś przyjęty przez niego standard rzetelności historyka, pozbawiający go de facto prawa do krytycznej oceny źródeł, wypaczył tę zasadę”.

“Nie powinna być zatem przedmiotem postępowania sądowego ocena metodologii przeprowadzonych badań historycznych, krytyka źródeł historycznych, czy weryfikacja tych źródeł, a tym samym ocena warsztatu historyka. Trudno podzielić stanowisko postulujące, aby sąd w ramach procesu cywilnego rozstrzygał o wiarygodności historycznych przekazów i źródeł, czy też narzucał historykom, na jakich źródłach powinni dokonywać swoich ustaleń i które z tych źródeł w większym stopniu zasługują na wiarę. Takie działania stanowiłyby bowiem niedopuszczalną formę cenzury i ingerencję w swobodę pracy badawczej i pracy naukowej” – napisano w uzasadnieniu wyroku Sądu Apelacyjnego.

“Podkreślić należy, że wolność badań naukowych obejmuje także wolność publikowania wyników badań i wygłaszania opinii opartych na tych wynikach. Jeśli zatem w ramach prowadzonych badań historyk zgromadzi określony materiał źródłowy, który podda krytycznej ocenie (zgodnie z warsztatem pracy historyka) – i w oparciu o zgromadzone źródła ustali określone fakty, to działanie takie nie może być uznawane co do zasady za bezprawne”.

“Nie można podzielić oceny sądu okręgowego, że działanie pozwanych historyków było nierzetelne, a tym samym bezprawne. Sąd okręgowy zarzucił pozwanym, że swoje ustalenia oparli przede wszystkim na treści wywiadu udzielonego przez Esterę Drogicką (Marię Wiltgren) Shoah Foundation. Wywiad ten sąd okręgowy uznał za niewiarygodny, gdyż inne źródła nie potwierdziły postawionych Edwardowi Malinowskiemu zarzutów. Z wywodem tym nie można się zgodzić. Trafnie wskazują pozwani w apelacji, że przyjęty przez sąd okręgowy standard rzetelności historyka jest nadmiernie rygorystyczny, a stawiany przez sąd okręgowy wymóg, aby ujawniać jedynie fakty znajdujące zgodne potwierdzenie we wszystkich dostępnych źródłach, jest nierealny i całkowicie zamyka drogę do swobodnych prac badawczych” – uznał Sąd Apelacyjny.

Sąd Apelacyjny nie zgodził się z proponowanymi ograniczeniami w pracy badawczej historyków. “Zastosowanie standardu rzetelności wynikającego z wywodów sądu okręgowego prowadziłoby de facto do sytuacji, w której historycy mogliby pisać tylko i wyłącznie o faktach pewnych, niebudzących wątpliwości, niekontrowersyjnych. Nie na tym jednak polega praca badawcza. Eksplorowanie niezbadanych dotychczas obszarów wymaga przeprowadzenia szczegółowej kwerendy źródłowej. Jest rzeczą oczywistą, że historyk napotyka na źródła ze sobą sprzeczne, zawierające odmienne opisy i oceny tych samych zdarzeń. Istota pracy historyka polega właśnie na krytycznej analizie zastanych źródeł, rekonstrukcji zdarzeń w oparciu o nie, dokonanie wyboru źródeł bardziej wiarygodnych. Swoboda wyboru materiału badawczego jest wpisana w istotę pracy badawczej. Ponadto, zwłaszcza w przypadku badania dziejów najnowszych nie ma zamkniętego katalogu źródeł. W miarę otwierania zamkniętych dotąd archiwów i ich udostępniania, mogą pojawić się nowe źródła, niedostępne dotąd badaczom (dokumenty, mikrofilmy, zdjęcia). Publikowane są nowe, niewydane dotąd wspomnienia, listy. Każda kolejna praca naukowa może ujawnić nowe, nieanalizowane dotychczas dokumenty, a wynikające z nich fakty mogą zmienić dotychczasowe ustalenia”.

W “Dalej jest noc” wykorzystano zeznania złożone przez Esterę Drogicką w charakterze świadka w czasie procesu Edwarda Malinowskiego toczącego się przed sądem polskim w latach 1949 – 1950 r. oraz wywiad udzielony Shoah Foundation w 1996 r. To drugie źródło uznane zostało za bardziej wiarygodne, ponieważ Estera Drogicka wypowiadała się wtedy swobodnie, nie czując żadnego zagrożenia, ani presji społecznej.

“Dokonując oceny zeznań Estery Drogickiej złożonych przed sądem w 1950 r., [Barbara Engelking] zwróciła uwagę zarówno na kontekst historyczny, jak i okoliczności, w jakich tamten proces się toczył. W oparciu o zachowane akta sądowe ustaliła, że część mieszkańców Malinowa złożyła donos na Edwarda Malinowskiego (k. 293 – 295). W czasie procesu doszło jednak do zastraszania świadków, część z nich została pobita i okradziona, a udzielający im pomocy Adolf Czajkowski – felczer z Drohiczyna został zamordowany (k. 335 – meldunek sytuacyjny z 14 sierpnia 1949 r.). Przesłuchani świadkowie zmienili wówczas swoje zeznania składane przed prokuratorem, wycofując się z wcześniejszych oskarżeń w stosunku do Edwarda Malinowskiego” – czytamy w uzasadnieniu wyroku Sądu Apelacyjnego.

“Wynika to w sposób jednoznaczny z porównania protokołów zeznań złożonych przez nich w postępowaniu przygotowawczym i protokołów zeznań złożonych przed sądem. Inni świadkowie nie stawili się do sądu i w ogóle nie złożyli zeznań, narażając się na kary grzywny (występowali potem o uchylenie grzywny, wyjaśniając, że ich niestawiennictwo było spowodowane zagrożeniem ze strony bandy >>Jaskółki<< k. 256). Ponadto, co trafnie zostało podniesione w apelacji pozwanych (pkt 10) uwzględnić należało również ówczesny kontekst polityczny, w tym poczucie zagrożenia towarzyszące w latach 40-tych Żydom ocalałym z Zagłady. Również ta okoliczność była rozważana przez pozwaną przy dokonywaniu oceny i krytyki istniejących źródeł. Przedstawiona w takich okolicznościach relacja Estery Drogickiej (występującej wówczas przed sądem jako Maria Wiśniewska) wzbudziła u pozwanej wątpliwości. Z relacji tej wynikało, że była przez wiele tygodni ukrywana w stodole Malinowskiego i karmiona, mimo, że była bez grosza. Ponadto Estera Drogicka wspominała przed sądem, że w nocy w stodole Edwarda Malinowskiego było pełno Żydów, którym dawał on jeść. Wyrobił jej także aryjskie papiery i wysłał na roboty przymusowe, co uratowało jej życie”.

“Oceniając zgromadzone źródła pozwana jako bardziej wiarygodny uznała wywiad udzielony przez Esterę Drogicką (Marię Wiltgren) Shoah Foundation w 1996 r. Jak argumentowała pozwana, wywiad ten został przeprowadzony wiele lat po wojnie, w bezpiecznym dla Estery Drogickiej (Marii Wiltgren) otoczeniu, z dala od miejsc i postaci opisywanych wydarzeń. Wbrew twierdzeniom pełnomocnika powódki zawartym w apelacji, treść tego wywiadu nie budzi wątpliwości, a jego dokładna analiza wyklucza pomyłkę co do wskazywanych w nim osób” – uznał Sąd Apelacyjny.

Zdaniem sądu, “każdy naukowiec ma prawo publikować wyniki swoich badań, a polemika z takimi ustaleniami powinna być dokonywana nie na sali sądowej, lecz w drodze debaty naukowej, pozwalającej na przedstawienie własnej metodologii i dokonania jej oceny przez osoby posiadające stosowną wiedzę historyczną”.

“Niedopuszczalny jest zwłaszcza tzw. efekt mrożący, który mógłby zastopować dalsze badania. Ma to szczególne znaczenie zwłaszcza w sprawach stanowiących istotny element debaty publicznej, poruszających ważne kwestie społeczne i dotyczących historii danego państwa i narodu. Debata historyczna powinna być szeroko otwarta zwłaszcza gdy chodzi o dziedziny, w których ustalenie prawdy jest nadal przedmiotem badań historyków. Wypływa stąd obowiązek państwa, aby powstrzymało się od zbyt pochopnych i surowych interwencji, szczególnie gdy wypowiedź służy wyjaśnieniu i zrozumieniu wydarzeń z przeszłości oraz przyczynia się do wymiany idei i opinii istotnych w społeczeństwie” – uznała sędzia Joanna Wiśniewska-Sadomska.

“Każdy naród, każde państwo musi rozliczyć się – a właściwie zmierzyć z własną historią, nawet jeśli efekty tego będą bolesne i trudne do zaakceptowania”.

Newsletter

Wpisz poniżej swój e-mail, a nie przegapisz najważniejszych artykułów!