Czy trwanie przy obyczajach przodków zasługuje na potępienie?

Lubiłem dawniej wpadać do ŻIH-u, wpierw do księgarni, do archiwum, by popracować, a potem na taką czy inną wystawę. Od czasu gdy władzę w ŻiH-u przejęła “dobra zmiana” w postaci nominatki ministra Glińskiego, p. M. Krawczyk, zachodzę tam mniej chętnie, ale jednak. Dziś też się przemogłem i poszedłem, w towarzystwie naszej szefowej portalu, obejrzeć wystawę zatytułowaną “Ramię przy ramieniu? Żydzi w polskich dążeniach niepodległościowych 1794-1918”.

Jednym z twórców wystawy – co już w przedbiegach nastroiło mnie sceptycznie do całego przedsięwzięcia – jest Marek Gałęziowski, urzędnik od historii zatrudniony w IPN, ostatnio odpowiedzialny za okropną wystawę IPN ustawioną w budce na placu Piłsudskiego, o której pisałem nie tak dawno na łamach Jewish.pl.

Na samym wstępie dowiadujemy się, że koncepcja wystawy (cokolwiek to miałoby znaczyć) jest wynikiem twórczego wysiłku samej pani dyrektor Krawczyk. Jest to apropriacja głosu, gdyż koncepcja “Ramię przy ramieniu” została już szereg lat temu opracowana na Nowogrodzkiej, a potem twórczo rozwinięta przez IPN oraz Instytut Pileckiego. Wystawa w sposób bardzo jednoznaczny wpisuje się w działania dzisiejszych władz, których celem jest “udomowienie problemu żydowskiego”. Innymi słowy, przedstawienie historii żydowsko-polskiej jako – tu zacytuję samego ministra Glińskiego – “historię miłości polsko-żydowskej”.

Wystawa w ŻIH wpisuje się w ciąg działań, do których należy niedawna wystawa IPN czy też ogromne prace na cmentarzu żydowskim na Okopowej, których celem jest gloryfikacja Żydów-bohaterów, jacy zbrojnie walczyli za Polskę.

Wystawa w ŻIH dotyczy nie tyle Żydów polskich, ile (z nielicznymi wyjątkami) Żydów warszawskich. Być może w mniejszych ośrodkach odnalezienie jakichkolwiek poważniejszych tendencji asymilatorskich, przed końcem XIX wieku było trudne lub niemożliwe. Ale to najmniejszy problem. Wiele uwagi autorzy wystawy poświęcają “warszawskim maskilom” lub też zwolennikom integracji i asymilacji. W pierwszej połowie XIX w. to grupa kilkudziesięciu rodzin warszawskich Żydów, ułamek procenta żydowskiej społeczności już nawet nie Polski, ale samej Warszawy!

Na jednej z plansz czytamy: “[maskile] uważali, że integracja z Polakami, przyjęcie ich języka i wzorców kulturowych będzie dla Żydów drogą do pełnego uczestnictwa w kulturze europejskiej […]. Niestety, reformatorskie idee haskali budziły sprzeciw przywiązanej do tradycji większosci starozakonnych”.

“Niestety”?? Trudno mi uwierzyć, że tego rodzaju przesłanie zawisło w sali wystawowej Żydowskiego Instytutu Historycznego! To, że autorom wystawy bliska jest idea “integracji z Polakami”, to jasne, ale żeby piętnować wybór żydowskich mas, które na żadną integrację nie miały po prostu ochoty, to już wstyd. Czy dziś, w trzeciej dekadzie XXI wieku, nadal musimy czytać, że droga mniejszości do “wkupienia się” do udziału w przywilejach społeczeństwa większościowego prowadzi przez odrzucenie własnej kultury, obyczajów, potem – języka?! Czy trwanie przy obyczajach przodków zasługuje na potępienie? W Żydowskim Instytucie Historycznym?

Kończąc: czy warto iść na wystawę “Ramię przy ramieniu”? Według tego recenzenta – raczej nie, chyba że chcemy dowiedzieć się, w jaki sposób dzisiejsze polskie władze wyobrażają sobie godne pochwały wzorce zachowania się mniejszości. Jak się dowiadujemy już na samym wstępie, wystawę sfinansowano w ramach projektu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pt. „Organizacja wystaw dotyczących bohaterstwa Żydów w dziejach Polski”. Widać więc wyraźnie, jak dofinansowujący minister widzi problematykę bohaterstwa Żydów – oraz jak widzą ją ludzie realizujący ministerialną wizję w instytucjach żydowskich “zdobytych” już przez polskich nacjonalistów.

Hans-Jürgen Abrahamer

Newsletter

Wpisz poniżej swój e-mail, a nie przegapisz najważniejszych artykułów!