“Ludzie z przeszłości” – powieść w odcinkach. Część 14

Zapraszamy do lektury polskiego przekładu książki Pereca Granatsztejna “Ludzie z przeszłości”. Oryginał w języku jidysz został wydany przez Wydawnictwo Biblioteki I. L. Pereca w Tel Awiwie w 1959 r. Autor pochodził z Sokołowa Podlaskiego. Był działaczem organizacji lewicowych i syjonistycznych. Pod koniec lat 30. XX wieku wyemigrował do Ameryki Południowej, a w 1950 r. do Izraela. Pisał artykuły do żydowskich gazet w Polsce, Buenos Aires i Tel Awiwie. Jest pochowany w miejscowości Holon. Na jego nagrobku napisano “Autor >>Ludzi z przeszłości<<“.

Akcja książki rozpoczyna się przed I wojną światową, by prowadzić nas przed dwudziestolecie międzywojenne aż do powstania państwa Izrael. Z Sokołowa Podlaskiego autor zabiera nas do Wilna, a potem do Ameryki Południowej. Pojawiający się w drugiej części powieści Pesach Grin to prawdopodobnie sam Perec Granatsztejn.

Kolejne części książki będziemy publikować co tydzień.

Część 1

Część 2

Część 3

Część 4

Część 5

Część 6

Część 7

Część 8

Część 9

Część 10

Część 11

Część 12

Część 13

Część 14

Lejzer Ele jedzie do Ameryki

Riwkele pierwsze lata w Erec-Isroel spędziła w kibucu, przyzwyczajając się do pracy. Później wyszła za mąż, razem z mężem opuściła kibuc i osiadła w Petach Tikwie. Tam też założyli własne gospodarstwo.

Wiodło im się nieźle. Mijały lata, a przez żydowsko-polskie miasteczka przechodziły kolejne fale dzikiego antysemityzmu. Bojkot ekonomiczny, pikiety przed żydowskimi sklepami dotarły i do Sokołowa. Obok sklepu Lejzera Elego, między straganami na rynku ustawiali się polscy chuligani uzbrojeni w żelazne pręty i kije. Do jego sklepu nie wpuszczali żadnego chrześcijańskiego klienta. Lejzer Ele i kilku innych miejscowych kupców zostało zmuszonych do sprzedaży swoich sklepów, które przeszły w gojskie ręce.

Lejzer Ele i jego rodzina cierpieli z głodu. W domu nie było nawet kilku groszy na chleb. W sklepach spożywczych nikt nie chciał im już dawać żywności na kredyt. Co tydzień żona Lejzera Elego wysyła rozpaczliwe, przesiąknięte łzami i pisane własną krwią listy do córki Riwkele do Erec-Isroel. Takie listy mogłyby poruszyć nawet kamień. Riwkele od czasu do czasu wysyłała rodzicom na święta kilka funtów. Sąsiedzi dobrze o tym wiedzieli. Kramarka prowadząca sklep z żywnością, u której Sore kupowała jedzenie, czekała niecierpliwie na te kilka funtów, które miały przyjść od Riwkele. Nieraz już Sore musiała odkładać kilo mąki czy kilo cukru, bo kramarka nie chciała już więcej jej pożyczyć.

Riwkele miotała się, nie wiedziała, co robić. Mogłaby wziąć rodziców do siebie. U niej by nie głodowali. Co noc płakała w poduszkę i uskarżała się na gorzki los swoich rodziców, tak jak kiedyś jej matka, gdy ojciec wygnał Riwkele z domu i musiała spać u koleżanek albo w lokalu organizacji.

Bała się jednak sprowadzić ich do siebie do Erec-Isroel. Znała swojego ojca, cały czas będzie biadolił, zatruwał jej życie i zniszczy tę odrobinę szczęścia, jaką po długich latach ciężkiej pracy i znoju udało jej się osiągnąć w żydowskim kraju.

Jeśli sprowadzi do siebie ojca, to jakby sprowadziła to piekło, od którego uciekła. Nie wiedziała, co robić. Nie mogła nawet poradzić się przyjaciół ani męża. Bo kto ją zrozumie? Kto będzie w stanie ją zrozumieć?

Mijały kolejne bolesne noce. Serce ją kłuło i bolało. Codziennie czytała w gazetach o nowych pogromach i prześladowaniach Żydów w Polsce. Ludzie coraz głośniej mówili o wojnie, jaką Hitler szykuje Polsce. Jej serce pękało z bólu i litości dla biednej nieszczęśliwej matki i to uczucie przezwyciężyło wszystkie czarne myśli o fanatycznym ojcu. Riwkele dostała od angielskich władz certyfikat i mogła sprowadzić rodziców do siebie.

*

Gdy Lejzer Ele przygotowywał się do wyjazdu, całe miasteczko chodziło jak na szpilkach. Wyjazdy do Erec-Isroel były wówczas co prawda na porządku dziennym. Prawie co tydzień ktoś wyjeżdżał. Wyjeżdżali chaluce, nielegalni imigranci i klasa średnia. Nikomu nie wyprawiano już nawet pożegnalnych bankietów.

Ale gdy Lejzer Ele pakował swoje walizki i podekscytowany, zdenerwowany chodził załatwiać wszystkie formalności w gminie, radzie miejskiej i w starostwie, każdy zatrzymywał do na ulicy i pytał:

– Reb Lejzer Ele, cóż pan zrobi w Erec Isroel bez mykwy? Nie będzie mógł pan się zanurzać codziennie.

– Oj, nie opowiadajcie takich głupot. Wszystko tam jest. Riwkele do mnie napisała, że można być tam religijnym Żydem, jak się chce.

Gdy Sore weszła do sklepu kramarki Chany, w którym kupowała na kredyt, ta przyjęła ją z otwartymi ramionami i ostrożnie zapytała, czy to rzeczywiście prawda, co ludzie mówią, że wkrótce wyjadą do Erec-Isroel, do Riwkele.

– Tak, jedziemy. Ale nie tak szybko. Pewnie potrwa jeszcze kilka miesięcy, aż dostaniemy papiery i paszporty. Chanele, nie martw się, oddamy ci wszystko, co do grosza. Sprzedam naszą pościel i spłacę nasz dług za jedzenie, które wzięłam od ciebie na kredyt.

– Nie daj Boże, nie to miałam na myśli – usprawiedliwiała się kramarka Chana. – Chciałam tylko wiedzieć, czy to prawda, co mówią ludzie. To Boży cud, Soreszi. Pamiętacie, jak wasz Lejzer Ele wygnał Riwkele z domu? Spała wtedy u koleżanek. Ile razy dawałam jej placek z serem, bo bała się pójść do domu i coś zjeść. Wasz Lejzer Ele nie chciał się nawet z nią pożegnać, gdy wyjeżdżała do Erec-Isroel. A dziś sprowadza do siebie ojca. To prawdziwe żydowskie dziecko z prawdziwie dobrym sercem. Zlitowała się nad biednymi rodzicami, zapomniała o wszystkim, co wyrządził jej ojciec, i postanowiła wyratować was z tego piekła, z rąk polskich bandytów.

Także w besmedreszu religijni syjoniści wypominali Lejzerowi Elemu, że ten co roku w przeddzień święta Jom Kipur kontrolował sederowe talerze i gdy znalazł gdzieś talerz Keren Kajemet, z dziką wściekłością zrzucał go ze stołu. Wypominali mu także zachowanie wobec córki, która teraz go będzie w Erec-Isroel gościć. Ale i to nie zrażało Lejzera Elego, nie czuł skruchy i nie uważał, że zgrzeszył. Uważał, że zawsze ma rację i na wszystko ma odpowiedź. Stał więc tak w besmedreszu, dumny, i tłumaczył wszystkim sens swojej podróży do Erec-Isroel i swoją wizję Bożego świata.

– Rozumiecie, co dzieje się w naszym żydowskim świecie? Sądzicie, że on sam się tak kręci? To, co wtedy robiliśmy, to było z Bożej woli. Lepiej nie zadawać pytań.

– Nasz świat jest jak wesele, jak droga państwa młodych pod chupę. Na przedzie idą chasydzi, potem żebracy, miejscy łobuzi, za nimi goście, rodzice i państwo młodzi. Tak samo jest z Erec-Isroel. Na początku wyjechała młodzież, same lekkoduchy. Teraz jadą goście, to znaczy my, pobożni Żydzi. Po nas przyjadą prawdziwi rodzicie i państwo młodzi, czyli Mesjasz!

 

Tłumaczenie z jidysz: Agata Reibach. Konsultacja hebraistyczna: Regina Gromacka. Redakcja: Katarzyna Markusz i Regina Gromacka.

 

Część 15

Część 16

Część 17

Newsletter

Wpisz poniżej swój e-mail, a nie przegapisz najważniejszych artykułów!